Nie znamy dokładnie dnia, w którym Liam przyszedł na świat. Nie wiemy też wszystkiego o jego przeszłości – kto go trzymał na rękach, kiedy po raz pierwszy zapłakał. W jego historii są luki, pytania bez odpowiedzi. Ale dziś to nie one są najważniejsze.Dziś ważne jest to, że Liam jest tu. Z nami. W Kasisi. Że codziennie rano ktoś mówi do niego po imieniu, a wieczorem życzy mu dobrej nocy. Dla nas już jest „nasz”. Taki, jaki jest. Z całą swoją historią – i tą zapisaną, i tą dopiero piszącą się na naszych oczach.
W jego rysach widać coś wyjątkowego – jakby dwa światy spotkały się w jednym małym chłopcu. Możemy się tylko domyślać, że jego korzenie sięgają zarówno Afryki, jak i Chin.
Wyobraź sobie, że każdego dnia w Twoim domu prąd jest dostępny tylko przez 2 godziny. I nigdy nie wiesz, o której godzinie się pojawi i kiedy zniknie. Nie możesz zagotować wody, włączyć pralki czy naładować telefonu. Po zmierzchu toniesz w ciemnościach we własnym mieszkaniu. A teraz wyobraź sobie, że w takich warunkach żyje 250 dzieci w Kasisi, które potrzebują nie tylko ciepła rodzinnego, ale też zwykłego, codziennego bezpieczeństwa. Zambia nie ma prądu, bo zmienia się klimat. Deszcze nie padają mimo, że już dawno powinny zacząć. Większość elektrowni to turbiny wodne, ale zbiorniki świecą pustkami. Dla nas to codzienna walka z ograniczeniami, które nie powinny być dotyczyć żadnego dziecka.